Pożegnanie z mamą

Kochanie to ja jestem Twoim stwórcą 2-2-min

Dziękuję Ci Jola, że pozwoliłaś mi opisać Twoją osobistą historię i że mogłam być częścią Twojej wewnętrznej drogi do siebie. Oto ona, Twoja opowieść z innego wymiaru:

Tego dnia mój świat się skończył. To był zimny marzec trzydzieści sześć lat temu, kiedy na szpitalnym łóżku przykryta lichym kremowym kocem, mama zamknęła powieki po raz ostatni. Ciemność wypełniła mój świat, a to, co sprawiało mi radość przestało mieć jakiekolwiek znaczenie…
Patrzyłam na Jole przez ekran smartfona w milczeniu. Jej ton głosu opadał, kiedy schodziła po kamiennych schodach w dół prosto do skrywanych przez lata emocji i tego co czuła, kiedy wskazówki zegara na białej ścianie przy łóżku mamy, stanęły dla niej na zawsze.
Skoncentrowana, w zaufaniu do siebie z niewinnością dziecka, kontynuowała emocjonalną podróż.
Chwilami dotykała swojej twarzy, a jej okulary delikatnie się unosiły, kiedy wyciera nagromadzone pod nimi łzy tęsknoty, samotności i głębokiego cierpienia.
Była gotowa na zmianę. Była gotowa poruszyć wskazówki zegara.
– Jola, dziękuję, że mi zaufałaś.
– To ja dziękuję, poczułam się przy tobie bezpiecznie… potrafisz słuchać.
Ustaliłyśmy kolejne spotkanie i skończyłyśmy sesję.

Teraz nadszedł moment, gdzie pracowałam już sama. Miałam jej słowną zgodę, czułam jej wewnętrzną intencję i przyzwolenie siły wyższej na ruch Joli do przodu.
Położyłam się na tapczanie i wsunęłam czarną opaskę na oczy.
Nagle moje ciało ogarnął niepokój i zaczęłam się wiercić, jak niemowlę w łóżeczku, które po omacku szuka kontaktu z mamą. Szybko się zorientowałam, że te objawy z ciała nie są moje i że przejęłam proces Joli. Ale mimo świadomości tego, co się ze mną dzieje, nie mogłam się uspokoić. Dyszałam tak mocno i tak głęboko, że cała klatka piersiowa unosiła się i opadała, jak przy intensywnym treningu.
Podświadomość Joli nie chciała zmiany, więc umysł oporował.
Trwało to, trzy a może pięć minut, zanim całkowicie się poddał, ciało uspokoiło a ja mogłam pracować dalej.

Oglądałam cmentarz, orszak żałobny i trumnę.

Wizje przesuwały się w przyspieszonym tempie, jak film w kinie wyświetlany na dużym ekranie. Nagle obraz znieruchomiał, a moja uwaga skupiła się na marmurowym pomniku.
Po chwili zobaczyłam postać w czarnym płaszczu. To była Jola, stała zgarbiona nad grobem swojej matki. Sekundę później całe to miejsce otoczył wysoki płot z białych kwiatów, które przypominały mieczyki. Nie było tam wejścia ani wyjścia.
Zrozumiałam, że widzę symbol oddzielenia od świata o którym mówiła Jola.
Miała wtedy 27 lat, kiedy patrzyła, jak drewnianą trumnę zasypuje czarna ziemia.
Nie miała w sobie wewnętrznej zgody na pożegnanie z mamą. Nie potrafiła w dniu pogrzebu tak po prostu odejść od metalowej tabliczki z jej imieniem. Została tu, aby być blisko, aby czuć jej obecność z nadzieją, że wróci i znowu będzie, jak dawniej.
Użyłam swoich narzędzi i sposobów aby ją zabrać. Nie pomogło.
Nadal ta pochylona nad grobem kobieta, ubrana w czarny żal, zamknięta w iluzji… stawiała opór. Jedyne, co zrobiła, to skulona wpół, usiadła na ziemi i oparła swoje plecy o pomnik. Wyglądała, jak mała zagubiona dziewczynka, która boi się świata i czeka na mamę.
Wiedziałam, że nie mogę jej zmusić, jak i to, że nie może tu zostać.

-Czy źródło blokady jest w nieprzepracowanym wspomnieniu?
Zadałam pytanie. I zanim się zorientowałam, już byłam w równoległym wymiarze po swoją odpowiedz.
Po drodze, ściągnęłam mentalne przeszkody, które założyła sobie Jola i pielęgnowała przez kolejne lata. Do energetyzowałam czakry i wzmocniłam jej ciało, bo mi leciała z rąk z wycieczenia, co tłumaczyło jej obecny fizyczny stan zdrowia.
Po takich zabiegach, zostawiłam ją w bezpiecznym miejscu, by dochodziła do siebie, a sama wybrałam się w dalszą karmiczną podróż.
Odnalazłam historię, która potrzebowała potoczyć się inaczej…to czego mi brakowało aby połączyć wszystko w jedną całość…
W końcu wyszła z własnego więzienia.
Scalona ze sobą, stanęła na rozwidleniu dróg w samym ich centrum, które wyglądały, jak szerokie promienie słońca z białego żwiru wysypanego na łące. Nie protestowała, kiedy zdejmowałam z niej czarny płaszcz i odkrywałam głowę.
Patrzyłam na jej sukienkę w biało czerwone grochy i ciemne blond włosy. Stała pełna życia a jednocześnie zdezorientowana. Czułam, że boi się wybrać… Chwilę później ta piękna młoda kobieta ujrzała w oddali wyparte części swojej osobowości, które pozbierałam po drodze. Czekały na nią…
Biegła w ich stronę bez oglądania się w przeszłość, bo w głębi serca wiedziała, że to właściwy kierunek.
Kontrolnie spojrzałam na pomnik jej matki. Płot z mieczyków zniknął a grób na moich oczach zapadł się pod ziemię i rozproszyła się wokół tego miejsca świetlista energia. To był dla mnie znak. Poczułam dopełnienie. Wdzięczność jej matki i radość Joli.

– Dziękuję Beatka za link z nagraniem. Niesamowita ta twoja opowieść. Nie mogłam powstrzymać łez. Czułam tę historię całą sobą. Mam wrażenie, że mogę swobodniej oddychać, bez ciężaru na klatce piersiowej, to taka ulga… Wspomniałaś o zdarzeniu o którym Ci nie opowiadałam, a symbolicznie pasowało do tego, co przeżywałam z własną córką…
– Jola, to była twoja opowieść. Wróciłaś do życia, to ciesz się nim, bo masz tyle do nadrobienia… Odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.

Życie jest, jakie jest, ale to nie oznacza, że trzeba poddać się zaraz na starcie. Najważniejsza jest gotowość do zmiany. Gotowość do kontaktu ze sobą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *