Zraniona kobiecość – stan osłupienia Znowu płaczesz albo nic Ci się nie chce?! Jutro i jutro wezmę się w garść- obiecujesz sobie. Uważaj, bo jutro może nie nadejść, bo „to jutro, to zawsze jutro”. Zraniona kobiecość boli najbardziej, to uczucie, że „ jestem gorsza, brzydsza, niezdarna, nieokiełznana, za gruba, brak we mnie zainteresowań, logicznego myślenia, nie mam żadnej pasji” itp. I najczęściej doświadczamy takiego uczucia, kiedy odchodzi od nas nasz partner, a jest jeszcze gorzej, kiedy odchodzi do innej, bo kiedy tracimy dobrą posadę, gubimy coś cennego, ktoś nas oszukał… to jeszcze się jakoś trzymamy. Ale on „mój facet”, to zupełnie inny temat. Wali się nasz poukładany świat, pryska czar, jak bańka mydlana, nic już nie jest takie same, takie oczywiste. Kwiaty w wazonie nie pachną, nikt się nie uśmiecha, a szczekający pies sąsiadów wręcz drażni, biżuteria straciła swój blask i wasze wspólne zdjęcie nabrało innego znaczenia. Chowasz się pod kołdrę w nadziei, że kiedy wychylisz ponownie twarz okaże się, że to tylko zły sen, a on śpi tuż obok i nic się nie zmieniło. I kiedy złudzenie przestaje być złudzeniem, a urlop na żądanie dobiega końca. Nadchodzi czas, by wziąć się w garść, ale jak tu wziąć się w garść, kiedy czuć apokalipsą na odległość aż strach wyjrzeć przez okno, by nie zrazić się po raz kolejny widokiem zgliszczy budynków, przerażonych ludzi i słońca za mgłą… A jeszcze to uczucie wypisane na czole „ odszedł ode mnie, jestem ta gorsza, porzucona, mało atrakcyjna fizycznie„ przysparza nie lada kłopotliwych zachowań… Zostajesz sama w wielkim świecie, może i macie dzieci, ale w tym momencie i tak grają drugoplanowe role mimo tego, że kochasz je nad swoje życie. Ty jako „ty” czujesz się, jakby ktoś spuścił z ciebie powietrze, wypompował marzenia, nadzieje, twoje zaangażowanie… Według twoich spostrzeżeń nie zasłużyłaś sobie na taki efekt „morderczych” starań, a może zasłużyłaś? Patrzysz w lustro i widzisz zmęczoną twarz, podkrążone oczy i myślisz sobie- gdzie jest ten blask, ten urok osobisty, wdzięk? Zastanawiasz się, kiedy przestałaś się śmiać, a zaczęłaś zrzędzić? Kiedy zredukowałaś swoją garderobę, ograniczając się tylko do dresów i szlafroka? Gdzie podziały się gustownie dobrane dodatki wyjściowych kreacji, stylowo upięte włosy, dopracowany makijaż, zadbane paznokcie, lampka wina do kolacji, dobry seks, zapach perfum zamiast aromatu fasolowej, gdzie wysportowana figura? I wtedy najczęściej uświadamiasz sobie, że nie ma cię tutaj ani nigdzie indziej po prostu nie istniejesz. Ty jako „ty”, to tylko zlepek obowiązków, pełna całodobowa kontrola, obsługa „wynieś, przynieś, pozamiataj” tak to się potocznie mówiło albo i nadal mówi. W imię rodziny i dla rodziny, oddajemy „całą siebie”, poświęcamy, sprzedajemy swoje ambicje, marzenia ze łzą w oku i żalem w sercu patrzymy, jak odchodzi nadzieja, a potem już tylko udajemy radość, cieszymy się z sukcesów partnera, dobrych wyników w nauce naszych dzieci, dobrego zdrowia dziadków… ale tak naprawdę wewnątrz siebie jesteśmy smutne, rozżalone, zmęczone fizycznie a zarazem wściekłe na siebie na los i najwygodniej byłoby zrzucić winę na życie, okoliczności, kompromisy, ale niestety prawda jest taka, że zawsze ale to zawsze- mamy wybór! Nawet, jak nie mamy wyboru, to też go mamy! Tylko nie zawsze mamy na tyle odwagi, determinacji, samodyscypliny. Wolimy wybierać okoliczności, które wydają się łatwe, przyjemne, bez nacisku, bez stresu tylko czasami ta łatwa droga na końcu na centymetr od mety u boku zwycięstwa okazuje się bardzo trudną… Zrezygnowana z życia obrażona na niego, na wszystko co cię otacza z podpartymi łokciami siedzisz i patrzysz przed siebie. Zżerają cię emocje, jak wicher, który raz wzmaga się na sile raz opada. Myśli biegają w różnych kierunkach, coś co było proste nagle zaczyna być trudne przerasta cię, chcesz uciec ale nie masz dokąd, chcesz krzyczeć ale niewypadła, chcesz płakać ale nie chcesz pokazać łez, bo wstyd jest być słabą – osobiście tak nie uważam. Co zrobić w takiej chwili, kiedy wszystko zawodzi? Kiedy rady najżyczliwszych osób wydają się mało sensowne, jakieś sztuczne, niepasujące do okoliczności, bo ty właśnie utraciłaś swoją kobiecość w sensie, że nie przeobraziłaś się w żabę! Tylko zraniona, oszukana, wykorzystana, odrzucona kobieta tak się czuje! I jest to stan, który musi potrwać, nie ma sensu się oszukiwać, że jest inaczej, bo nie jest… Wszystko ma swój czas i przestrzeń, co nie oznacza, że nie można sobie pomóc, nie komplikując własnego życia jeszcze bardziej. Na takie dolegliwości zastrzyk znieczulający byłby najbardziej wskazany, ale jeszcze nie został wynaleziony, albo jest dobrze utajony przez elity i tylko dla elit… Aby w miarę szybko i bezboleśnie otrząsnąć się ze stanu osłupienia, musisz pamiętać o zasadach i w miarę swoich możliwości trzymać się ich; –Zorganizuj dla siebie czterdzieści osiem godzin. Opuść miejsce, gdzie wracają wspomnienia, poczułaś się zraniona. Wyjedz do znajomych, za miasto, na wieś, zaszyj się na działce u sąsiadów w hotelu. Działaj w miarę własnych możliwości. Nie musisz od razu brać kredytu aby płakać pod palmami w kurorcie pięciogwiazdkowym. Takie czterdzieści osiem na początek wystarczy, by odetchnąć, pozbierać myśli, zostawić rachunki, nieodebrane połączenia, obowiązki czyli taki kierat dnia powszedniego i zwyczajnie nabrać dystansu, a nawet poznać kogoś komu wyżalisz się bez obaw… Nawet, kiedy masz dzieci pod opieką czy jakiegoś zwierzaka, rybki… to tak krótki czas, kiedy znikniesz nie powinien być dla nikogo zbyt uciążliwy. Co innego dłuższy wyjazd, gdzie potrzebna jest pewna organizacja, stworzony plan. Ludzie mają swoje sprawy…,więc jeśli masz możliwość na dłużej opuścić miejsce zamieszkania, to tak zrób! Zmiana otoczenia w większości przypadków działa cuda, a takie czterdzieści osiem idzie zorganizować. –W twoim słowniku nie może występować słowo NIE ani żądne beznadziejne powiedzenia, żadne drwiny na swój temat. ”Nie chce mi się, nie mam pieniędzy, nie ma kto zostać z dziećmi z chomikiem, nie mam się w co ubrać, jestem bez wsparcia, nic mi się nie udaje, nie jestem nic warta”. I litania do samozniszczenia rośnie w siłę! „Nie mam z kim, nie mam tego, nie mam tamtego, nie potrafię, nie mam czasu, to niema sensu, nie dam rady, to mnie przerasta, brak mi sił…” i takie tam mydlenie oczu. Takie słowa „wybij” sobie z głowy!!! A jeśli nie potrafisz, to przynajmniej na pewien okres pozbądź się ich, są bardzo destrukcyjne i to one pogrążą cię jeszcze bardziej nie twój były partner. Niczego w taki sposób nie zyskasz, a tylko obniżysz swoje poczucie własnej wartości, które i tak właściwie przykute jest do kaloryfera, a ty przecież masz zamiar znaleźć klucz od kajdanek? Podnieść się z kolan, otrzepać z resztek zniewagi, rozczarowania, zranienia, bólu, żalu, złości, niemocy, nienawiści, klęski itp. Nie dołuj się tylko dlatego, że coś się między wami wypaliło, przecież nie zatrzymasz nikogo na siłę. Na co ci taka wdzięczność?! Może już dawno zanosiło się na taki koniec, a ty nie chciałaś tego „zobaczyć”, przyjąć do wiadomości, przewidzieć. Zrozum wcale nie musisz być ta gorsza, aby on odszedł do lepszej, nikt nie jest gorszy ani lepszy. –Nie pozwól obarczać się poczuciem winy, ani też dać sobie wmówić coś, co czujesz, że wydarzyło się bez twojego udziału, a ty jesteś o tym święcie przekonana. Zazwyczaj partnerzy lubią zrzucić winę za swoje niepowodzenia, błędne decyzje, romanse itp. Ty zapewne u siebie też znajdziesz nie jedno na sumieniu? Ale nie pozwól sobie na bycie ofiarą. -Nie zadawaj nikomu ani też sobie głupich dziecinnych pytań typu- Co ona ma takiego, czego ja nie mam? Dlaczego wybrał ją, a nie mnie? Dlaczego nie widział tego, co dla niego robiłam? Dlaczego nie potrafił mi wybaczyć…? Ona, to po prostu kolejny etap życia twojego partnera i nie oznacza to, że ktoś inny jest piękniejszy, mądrzejszy, bogatszy. Być może on podjął decyzję wcześniej od ciebie? Trzeba znać swoją wartość mimo że dziś czujesz porażkę, ona minie, odejdzie nie będzie żyła w tobie wiecznie, a tylko tak długo na ile jej pozwolisz. Wszystko kiedyś przemija. Ludzie przychodzą i odchodzą, mleko traci okres swojej ważności, dżinsy się wycierają a sweter po setnym praniu rozpada się w dłoniach, pierścionek gubi, list staje się nieczytelny, zdjęcia bledną, elektronika psuje, tak i mężczyzna odchodzi, a na jego miejsce wchodzi nowe, nieznane a nawet lepsze od tego nad czym dziś ubolewasz… –Postaraj się przekierowywać swoje myśli, na początku nie jest to łatwe, bo „mielisz” w kółko o tym samym… Jak tylko wszystko się uspokoi i stanie się jasne… i nic już nie można zrobić( wciąż wiele kobiet próbuje, na różne sposoby zatrzymać partnera), kiedy się zorientujesz, że znów o nim myślisz – zaprzestań! Niczego innego nie wymyślisz nie zmienisz, nie cofniesz przeszłości, by postąpić inaczej… Zacznij wyrabiać w sobie nawyk natychmiastowego odwrócenia stanu myślowego i zastąpienia go innym tak, jak grom z jasnego nieba powinna zapalić się u ciebie czerwona lampka, a ty w mgnieniu oka wertując z ogromnej listy umiejscowionej we własnej głowie, wygenerować inną myśl np. co ugotujesz na obiad, co robią teraz twoi rodzice, czy łosoś będzie odpowiedni, co masz zrobić po wyjściu z pracy, domu. Myśl o wszystkim, projektuj swoją przyszłość, a może i nowe randki, byle tylko nie o nim! Takie działanie pozwoli ci na nierozdrażnianie ran, które dopiero próbują się zabliźniać, przy okazji nie będziesz tracić swoich sił witalnych, bo jak wiadomo poświęcanie komuś nadmiernej uwagi osłabia nas energetycznie, więc szanuj swoją energię przyda się do czegoś innego… –Jeśli jeszcze twój partner się waha choć już podjął decyzję i poinformował cię o niej ale jakoś dziwnie ciężko jest mu zabrać swoje rzeczy, to mu pomóż! Oczywiście masz go nie pakować, to nonsens! Jest dużym chłopcem i sprawny fizycznie… Podaj do reki „młotek” niech dobije nim „gwoździa” waszego rozpadu( sama wiesz najlepiej, jak to zrobić, zaufaj sobie!). Zakotwiczone myśli w jego głowie i tak pewnego dnia ujrzą światło dzienne, jak nie z tą obecną kobietą dla której odchodzi od ciebie to dla innej. Twoja równowaga emocjonalna niech będzie na pierwszym miejscu, musisz wiedzieć na czym stoisz! Niepewność bardzo destabilizuje wprowadza zamieszanie, opóźnia działanie, stwarza konflikty, rujnuje potrzeby… –Poszukaj w sobie to, co zatraciłaś, na czym budowałaś swój autorytet, bo właściwie nic się nie zmieniło. Miasto żyje swoim życiem, budynki nadal stoją tam gdzie stoją, warzywniak jest otwarty, autobus przyjedzie według rozkładu, twoja praca nadal na ciebie czeka, godziny w szkole też się nie zmieniły, niedzielny obiad nadal aktualny, a że pada deszcz?! Wczoraj też padał, dziś znowu na bazarze można kupić świeże jajka… Tylko twoja percepcja postrzegania rzeczywistości trochę przybrała inną postać… –Zapytaj siebie za co się kochasz? Odnajdź swoją prawdziwą radość, uruchom ponownie swoje talenty, wskrześ swoje ciało. Nawet zapytaj siebie, ile razy sama chciałaś zrezygnować z waszego związku? Co cię powstrzymywało i czy to coś dziś utracone, pozwala ci dalej oddychać, czy ktoś inny oprócz ciebie tak bardzo ucierpiał? Pytaj siebie o wszystko, zadawaj wygodne i mniej wygodne pytania. Tak pytaj właśnie sobie i bądź ze sobą szczera, bo tylko ty znasz prawdziwe odpowiedzi. Kobiecą energią jest odczuwanie, czucie poprzez serce. Wszystko zależny od nas, wszystko dzieje się tylko w naszej głowie, odczuwalne w naszym ciele. Nasza własna analiza sytuacji może dodawać sił, jak i dołować, zarazem może straszyć albo dodawać odwagi, zależny tylko, którą prawdę chcemy uznać za właściwą. Niespodziewanie coś się dzieje. Następuje szok!!! I wtedy budzimy się z roli kopciuszka, taniej kuchty domowej, niewolnicy na własne życzenie… Chwila konsternacji, niewygodna samoocena, mała przerwa na rozmyślanie, stan Nirvany, i znowu zaczynamy doceniać naszą kobiecość. Bo każda z nas jest jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna i nie wolno nam inaczej myśleć…Jeśli przez jakieś małe bądź duże potknięcia losu „odeszłaś” od siebie od swojego wnętrza tak dawno temu, że już nawet nie pamiętasz, nieświadome podejmując błędną decyzję, to teraz nadszedł czas, by wrócić z nową siłą, nadziejami, projektem na sukces, dojrzałą oceną rzeczywistości, jak i przyciągnąć do siebie prawdziwą miłość i szczęście. Jeżeli jesteś kobietą, która nigdy nie pozwoliła sobie na chwilę zwątpienia we własną wartość, kobiecość, kondycję fizyczną…nigdy się nawet nie potknęła, to moje gratulacje!!! Możesz polecić ten wpis innym kobietom, które na chwilę obecną trochę zwątpiły w swój wewnętrzny inwentarz tak bogaty, szlachetny i majestatyczny, że aż trudno uwierzyć w to, co posiadamy.