Kiedy związek umiera – czy problem jest we mnie?

Kiedy związek umiera – czy problem jest we mnie_-min

Każdy związek jest indywidualny, jak i ludzie którzy go tworzą. Każdy z nas ma swoje potrzeby, inaczej je wyraża, inaczej reaguje na zdarzenia losowe, pozytywne bądź nie.
Kiedy czujesz, że twój związek umiera śmiercią naturalną, a ty uważasz, że zrobiłaś już wszystko, by go ratować… Zwróć uwagę, czy aby nie jesteś kimś, kto przyczynia się do tego, że wasze relacje tracą na wartości emocjonalnej. Mam tu na myśli Twoje zachowanie, względem twojego partnera.
Zadaj sobie kilka pytań, a potem sama oceń sytuację.

Czy daję wystarczającą przestrzeń mojemu partnerowi?

Odpowiedz na pytania „tak” lub „nie”. Nie zastanawiaj się zbyt długo, przyjdzie na to czas. Pierwsze myśli są zazwyczaj właściwe, nie wymuszone nie do końca przemyślane…
– Czy jestem nachalna wobec partnera?
– Czy co chwilę dzwonię z pytaniem gdzie jest?
– Czy zabraniam mu spotkań z kumplami?
– Czy często krzyżuje jego własne plany?
– Czy zbyt często okazuję zazdrość?
– Czy jestem nadopiekuńcza i staram się mu matkować?
– Czy ciągle mam do niego jakieś pretensje?
– Czy często się na niego obrażam?

Tych kilka pytań z szerokiej gamy przybliży Ci obraz siebie. Jeśli udzieliłaś na pytania więcej odpowiedzi przeczących, to mogę Ci tylko pogratulować! Oznacza to, że jesteś idealną partnerką dla swojego mężczyzny. Rozumiecie swoje potrzeby, jak i umiecie je wyrażać nie raniąc nikogo…Chyba, że go nie kochasz i tylko mieszkacie pod jednym dachem, to na jakimś poziomie mogłoby oznaczać taką a nie inną obojętność… Możesz już nie odpowiadać na kolejny test nie jest dla Ciebie. Smutne jest to, że w imię czegoś lub kogoś mieszkasz pod jednym dachem z osobą, która nie ma dla Ciebie żadnego znaczenia – Twój wybór! Pomyśl, czy nie robicie sobie oboje krzywdy?…

Jeżeli na powyższe pytania odpowiedziałaś twierdząco, to teraz rozbuduj swoje myśli.
Dodaj do każdego pytania słowo „bo”. Najlepiej zanotuj odpowiedzi.
– Jestem nachalna, bo……..
– Dzwonię co chwilę z pytaniem gdzie jest, bo….
– Zabraniam mu spotykać się z kumplami, bo…..
– Krytykuję jego własne plany, bo……
– Okazuję zazdrość, bo…….
– Jestem nadopiekuńcza, bo……
– Mam do niego pretensje, bo……
– Często się obrażam, bo……

Jeśli wzięłaś do ręki kartkę papieru i uzupełniłaś powyższe zdania, zwróć uwagę ile Cię one kosztowały emocji przy każdej odpowiedzi ? A jeśli nie, to jakie myśli krążyły Ci po głowie, jakie budziły w tobie uczucia?
A teraz zastanów się ile Cię taka kontrola kosztuje i jaką krzywdę wyrządzasz sobie samej?
Zszarpane nerwy, nieprzespane noce, czuwanie, nakręcanie się bez jakichkolwiek podstawy, złość na partnera, poczucie odrzucenia… I żadnej przerwy na płynny oddech.
Może to Twój pierwszy związek, więc warto głębiej przyjrzeć się sobie, a jeśli kolejny z rzędu to zapewne znajdziesz coś wspólnego, co pozwoli Ci zrozumieć, dlaczego posypały się poprzednie relacje? Być może jeden z powyższych aspektów albo podobne przyczyniły się do rozpadu…?

Możesz tego nie zauważyć, jak każda inna kobieta, bo zawsze sprawia trudność to, by znaleźć w sobie wady, a już najbardziej się do nich przyznać, a nie kiedy, to dość mocny argument, by ruszyć z miejsca….Dlatego rozpisywanie na kartce, a nawet robienie dodatkowej kolumny na byłych partnerów ma sens… Prawdą jest, że przy rozpadzie związku, każdy z partnerów wnosi coś od siebie i nikt nie pozostaje bez winy;
-gdyby on nie wrócił późno nie wynikłaby z tego awantura!
-gdyby on odbierał telefon, był milszy, nie kłamał.
-gdyby nie zapomniał wynieść śmieci, nakarmić psa.
-gdyby pomógł mi w ogrodzie.
-gdyby choć raz pochwalił moją zupę.
-gdyby mnie tylko posłuchał.

I tak możemy gdybać w nieskończoność on zapewne, będzie się bronił.
-gdybyś zechciała ze mną porozmawiać o firmie
-gdybyś cały czas nie wisiała na telefonie.
-gdybyś nie przesiadywała w weekendy w biurze.
-gdybyś chciała pojechać ze mną na narty.
-gdybyś była milsza dla moich rodziców.
Zwykłe przepychanki i każda ze stron ma swoje racje…

Brak szczerej rozmowy również wynosi związek na wysoką górę, a potem perfidnie spycha w dół.
Powyższe zdania, to tylko oskarżenia spowodowane źródłem problemu. U podstaw całego konfliktu, nieporozumienia leży przyczyna, a my zazwyczaj rozkładamy na czynniki pierwsze, tylko skutki. To jak z przewlekłą chorobą. Nie leczysz się zapobiegawczo tylko szukasz przyczyny swojej dolegliwości i bierzesz odpowiednie pigułki aby wyleczyć, to co doprowadziło do tego, że dziś chorujesz. Związek też choruje, dobrze jakby w nim od czasu do czasu złapała was grypa, a nie guz, zdiagnozowany jako złośliwy.
W Twoim przypadku nie zrzucaj winy na partnera tylko zajrzyj w głąb siebie…

Czy taki związek „ja daję z siebie wszystko, a on nie”, oparty jest na zdrowych relacjach? Myślę, że nie. Niema w nim równowagi uczuć. Brakuje tu skupienia na partnerze, równego poziomu uwagi… Czy taka kontrola nie kradnie Twojej energii? Czy nie czujesz się z tego powodu zaniedbana, nic nie warta, samotna…? Twoje poczucie wartości spada, dlaczego? Zmierzyłaś się z tym pytaniem? Myślę że nie, bo rzadko bierzesz na siebie winę, bez poczucia winy jest wygodniej… A gdyby się nad tym głębiej zastanowić, to zapewne niekiedy sama doprowadzasz do niekomfortowej sytuacji pomiędzy wami. Czy nie ma w tym, choć źdźbła prawdy?

Związek, gdzie ludzie czują się wolni ma największe szanse przetrwania. Zamień się na chwilę rolami bądź swoim partnerem. Zobacz jak do Ciebie wydzwania podczas, kiedy Ty rozmawiasz z przedstawicielem handlowym, pijesz wino z koleżanką, mierzysz nową sukienkę, oglądasz ciekawy serial, stoisz w korku, lub spotykasz sąsiadkę której słuchasz z zaciekawieniem, czy wtedy patrzysz na zegarek? Nie robisz nic złego po prostu nie możesz chwilowo odebrać telefonu, a spóźnienia na kolację nie chce Ci się tłumaczyć, bo wydaje się to takie banalne…

Nie musisz tak się starać o swojego partnera! Nie jest małym dzieckiem i świetnie sobie poradzi. Matkę ma i nie musisz się w nią wcielać. Ojca też, te wszystkie zakazy i nakazy to jego rola, którą wypełnił na tyle dobrze na ile potrafił. Jeśli nie masz się kim opiekować, a musisz poświęcić komuś uwagę, stań się matką, tylko bądź ostrożna w podejmowaniu takiej decyzji. Dziecko nie wpłynie na wasze obecne relacje, może tylko na moment ale nie jest gwarancją na sukces… Jeżeli macie już dzieci, to przekieruj swoją uwagę na ich opiekę jeszcze bardziej, tylko ich nie zaduś, one też chcą oddychać. Postaraj się nie żyć czyimś życiem, a już na pewno nie swojego partnera, to bardzo krucha tafla lodu… Jest tyle ludzi na świecie, którzy potrzebują opieki. Może wolontariat? Pomoc będzie tu najbardziej stosowna, a ci ludzie na pewno nie odrzucą Twojej obecności…

Wiem, my kobiety lubimy przesadzać, jeśli już kochamy, to tak z całego serca i aż do wymiotów, ale czy to akurat nie odsuwa od Ciebie twojego faceta? Czy ta strategia jest właściwa…? Im bardziej Ty się przybliżasz on się oddala. Jeśli tak jest, to miej się na baczności! Klatka w której go trzymasz na pewno kiedyś się odtworzy, a on wyfrunie zostawiając Ci na stole pozew rozwodowy. Chyba, że tego chcesz?! Nachalność nic nie naprawia, a wręcz przeciwnie rujnuje! Jakby chciał mieć mamę i tatę, to zostałby w rodzinnym domu… Poniekąd sama nauczyłaś swojego faceta wygody…

Jeśli podjęłaś decyzję, że z tym kończysz. Na początku nie będzie to łatwe. Więc dziś zrób to, co możesz zrobić i każdego kolejnego dnia więcej i więcej.
Nie zrób mu kanapki do pracy ale udając zakłopotanie, delikatnie przeproś. Pomału buduj w nim myśl, że w tym wypadku nie może na ciebie do końca liczyć. Z biegiem czasu zacznie je robić sam i na pewno nie będzie kochał Cię mniej, a ty zobaczysz, że nieźle sobie radzi i nie jest upośledzony tak, jak wcześniej uważałaś, a jeszcze jak zauważysz, że używa do tego własnych rąk… Zaufaj mi, pozytywny uśmiech narysuje się na twojej twarzy.
Nie musisz nagle zmieniać swojego zachowania o 180 stopni, bo będziesz zasypana przez niego pytaniami. Co ci jest kochanie? Tylko powoli powoli aż do pożądanego efektu… Jak nie umiesz albo się boisz, to się zmuś, wyrzucając strach za okno. Wtedy role się trochę odwrócą, bo jak spuszczamy z liny uwięzionego zwierzaka, to i tak się nas pilnuje.
Podsumowując.
Obsesyjna nadopiekuńczość, wcale się nie opłaca. Totalna obojętność też niczego nie wnosi. Trzeba utrzymać balans i nie wolno popaść z jednej skrajności w drugą…Jedyna osoba dla której powinnaś być nadopiekuńcza, zaborcza, zazdrosna, kochać ją bezgraniczną miłością, zabiegać o jej dobro i spokojny sen… To Ty sama.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *