Śmierć pukała do drzwi Widziałam strach w oczach taty przez ekran smartfona. Czułam, że się ze mną żegna, każdego dnia. – Ten ból w klatce piersiowej. Najgorsze są noce, wtedy oblewają mnie poty. Nawet wyjście z psem wymaga ode mnie wysiłku. – Tato, objawy same nie ustaną, musisz iść do kardiologa. W odpowiedzi słyszałam ciągłe „jutro”, i czułam, że może nie nadejść. – Śniła mi się Twoja mama. Tańczyła w błękitnej sukni, a ja stałem w kolejce aby ktoś mnie umył… Ciągnął swój opis z krainy umarłych, jak zlęknione dziecko pluszowego misia po asfalcie. – Urnę z prochami wsuniesz do grobu moich rodziców. Klucze od auta są… Byłam 1700 km od niego, za daleko aby odebrać mu poszarpanego, emocjonalnie i fizycznie misia zastępując go nowym. Wsunęłam opaskę na oczy i poprosiłam wyższe „Ja” o prowadzenie. Zamiast taty ujrzałam śmierć. Widziałam salę operacyjną. Na kardiomonitorze linię prostą, ostatni oddech, cmentarz, trumnę i pogrzeb. Mama w błękitnej sukni też tam była. I kiedy uświadomiłam sobie kolor sukienki. Ciało zadrżało ze strachu, a dłoń chciała zerwać opaskę. Wiedziałam, że dzieje się coś czego nie rozumiem. Łzy płynęły, a ja błagałam mamę, aby pozwoliła mu zostać… Zapaliłam światło i złapałam za telefon. -Iwonka, wiem że jest druga w nocy ale bardzo się boję. Szczegółowo opisałam godzinną medytację. -Chcesz umierać za tatusia? Podsumowała. – Nie. Ale nie chcę go stracić! – Skoro tata nie chce żyć, to mu nie przeszkadzaj! To niebezpieczne, co zrobiłaś! Iwonka miała rację, choć drażniły mnie jej słowa. Potrzebowałam pocieszenia, a dostałam patelnią po głowie. Zanim pierwszy promyk słońca oświetlił telefon, rozmawiałam już z tatą. Zmęczona emocjami umykającej nocy, puściły mi nerwy. – Jeśli Twoją wolną wolą jest umierać w wieku 64 lat, to ja akceptuję Twoją decyzję! Jeśli nie, to proszę ocal siebie! Nie chcę Cię stracić! Serce bolało, kiedy z surową miną udawałam obojętną. Po tych słowach, poczułam ulgę, a słynne „ jutro” zmieniło znaczenie. Była we mnie akceptacja jego wyboru, ale i tak kolejnego dnia, niepokój przez cały poranek mieszkał w moim ciele. Facebook taty od kilku godzin nie był aktywny, w telefonie głos sekretarki. Nie odpuszczałam. W końcu odebrał, pijany od narkozy. -Jestem w szpitalu po operacji. Miałem ostry zawał serca? Wyszeptał. Głos mi drżał, kiedy składałam mu życzenia z okazji Dnia Ojca. Tydzień później był w domu, a ja zdążyłam przejechać tysiące km, by go do siebie przytulić. Co miało moc uzdrowienia? Terapia słowem, która obudziła w nim siłę do życia? Błaganie mamy? A może miłość uniwersalna córki do ojca? Tego nie dowie się nikt. – Tata jeszcze żyje? Kręci głową zielarz patrząc na diagnozę szpitalną. – Tak i ma się dobrze, bo jestem obok niego i nie straciłam nadziei.