Kim jestem?

Prywatnie jestem mamą trzech córek. Mieszkam na peryferiach Antwerpii w małym domku z ogrodem. W sezonie uprawiam warzywa w mojej szklarni i kreatywnie spędzam czas na świeżym powietrzu. Wykonuję tarasowe doniczki z cementu, robię ozdoby i dekoracje, maluję obrazy albo siadam w altance z laptopem i piszę teksty, a jak nie piszę to czytam książki przy muzyce natury, a ptasie radio pozwala mi nabrać dystansu od codziennych obowiązków. Uwielbiam podróże, taniec i wieczory przy grillu.

To co mnie pochłania najbardziej

to odkrywanie skutecznych technik i narzędzi do poprawy jakości naszego życia aby mogło być ono bardziej spełnione i wolne od wewnętrznych konfliktów.

  • Budowaniem stabilnych relacji ze światem zewnętrznym, jak i z samym sobą.
  • Zarządzaniem własnymi emocjami i modelowaniem zdrowych więzi między ludźmi.
  • Radzeniem sobie z wewnętrznym niepokojem i stanami lękowymi przy pomocy mindfullness i uważności względem ciała.
  • Efektywnym wpływem na negatywne wzorce myślowe człowieka i uspokajaniem go.
  • Podnoszeniem samoświadomości na wyższy poziom przy pomocy duchowej praktyki, kierując się intuicyjnymi wskazówkami inteligentnej materii.

Holistyczne podejście do zdrowia też nie jest mi obce, staram się poszerzać swoją wiedzę w zależności od napływu sytuacji w moim życiu, które to sprawiają, że sięgam po odpowiednią literaturę z danej dziedziny aby jeszcze bardziej zrozumieć naturę człowieka.

Oprócz zainteresowań mechanizmami ludzkiej psychiki po kwantową świadomość, jestem autorką książki oraz początkowej serii mini e boków w kontekście własnych duchowych doświadczeń, które mają odzwierciedlenie w świecie rzeczywistym.

Piszę również teksty w formie storytelingowej dla potrzeb biznesowo marketingowych.

Czym się zajmuję?

Wspieram drugiego człowieka na ścieżce jego rozwoju samoświadomości. Pomagam zrozumieć rzeczywistość z głębszego poziomu psychiki. Wspólnie zaglądamy w duchowy aspekt ludzkiej egzystencji. W pracy z podświadomością, szukamy barier, ograniczeń, fobii, destrukcyjnych przekonań, niekorzystnych wzorców, cyklicznie powtarzających się zdarzeń i wiele innych czynników, utrudniających nam codzienne funkcjonowanie. Dobieramy wspólnie indywidualną technikę, którą klient już po spotkaniu stosuje samodzielnie do poprawy jakości własnego życia.
Niejednokrotnie wspieram drugą osobę wglądami energetycznymi, które wykonuję sama w mojej przestrzeni duchowej za świadomą zgodą drugiego człowieka. Skąd płynie mnóstwo informacji, wskazówek dla mnie a także dla osoby zainteresowanej.
Często sam wgląd energetyczny pozwala uwolnić istniejące blokady czy zmienić na poziomie energetycznym wibracje danej osoby…

Jak wygląda moja praca energetyczna i na czym to mniej więcej polega?

Poza rozmową z klientem i dobrania dla niego odpowiedniego narzędzia do pracy własnej, zgodnymi z jego przekonaniami, predyspozycjami oraz poziomem świadomości.
Często na wyraźną prośbę, pomagam takiej osobie z poziomu energetycznego. Używam do tego mojej autorskiej metody, w której czuję się, jak ryba w wodzie, choć nie wiem, czy określenie „metoda” jest tutaj akurat adekwatna, do tego, co robię, raczej nazwałabym to moim osobistym stylem do pracy z energią, który wypracowałam sobie poprzez wieloletnie zainteresowanie tym tematem w formie książek edukacyjnych o szerokim spektrum tematycznym, szkoleń, warsztatów i spotkań z ludźmi oraz systematycznej praktyce medytacji… Następnie posortowałam moją wiedzę oraz własne umiejętności i wybrałam tylko to, co ze mną rezonuje i czego doświadczyłam w związku z tą materią, co jest zgodne z moją wewnętrzną prawdą, która to nieustannie pomaga mi w poprawie jakości mojego życia oraz niesie wsparcie dla drugiego człowieka w poszukiwaniu jego własnej prawdy o nim samym.
Mam w sobie odczucia, które, jakby potwierdzają słowa mędrców tego świata, że źródło wszelkiej obfitości jest w nas i od zawsze tam było. Nie ma potrzeby niczego szukać na zewnątrz,  tylko systematycznie zaglądać w głąb siebie, rozumieć siebie, swoje stany emocjonalne, swoje przekonania, pragnienia duszy, współpracować z podświadomością i z własnym sumieniem… Odkrywanie siebie kawałek po kawałku w rezultacie prowadzi do transformacji własnej osobowości, zmiany stylu życia, nawyków, zachowania, odmiennego reagowania na czynniki zewnętrzne…
Zaglądanie w siebie to też przybliżanie się do swojej osobistej duchowości, do kompatybilnej dla siebie energii do poruszania się w tej przestrzeni ze świadomością praw obowiązujących w świecie duchowym i zrozumienia, jak takie duchowe działania, przekładają się na życie codzienne…
Ale odbiegłam od tematu, a więc.

Jak ja to robię?

Jak już wspomniałam, na wyraźną prośbę osoby zainteresowanej, przy zachowaniu całkowitego bhp dla siebie i dla danej osoby, robię wgląd energetyczny. Towarzyszy mi jasno określona intencja, która wynikła z naszej rozmowy. Rozpoczynam w medytacji schodzenie do głębszych pokładów energetycznych. Na tym poziomie staram się znaleźć odpowiedz na dany problem. Czasem obraz jest niejasny, czasem pojawiają się blokady, które trzeba ściągnąć aby zobaczyć coś więcej, albo poczekać aż obraz nabierze odpowiednich kształtów… To wszystko się czuje i nie jest to w żaden sposób mechaniczne i naciągane, bo takie działania nie przyniosły by żadnych namacalnych efektów czy to w sferze emocjonalnej dla danej osoby czy to w świecie materii.
Zdarza się i tak choć są to rzadkie przypadki, kiedy nie mam odgórnego pozwolenia, więc nic nie mogę zrobić, a jeśli jest pozwolenie a widzę przed oczami tylko ciemność to cierpliwie czekam aż opór puści…Wynika to z tego, że klient może na swojej drodze nie być duchowo gotowy do przysłowiowego milowego kroku na przód, bo pod jego szczere intencje ukradkiem podpiął się umysł, który podyktował wygórowane prośby, wtedy muszę obrać inna drogę albo postawić inne pytanie, abym mogła zainterweniować na obecny moment w życiu tej osoby, poluzować przestrzeń, zmienić bieg zdarzeń… bądź otworzyć zablokowane przepływy itp.
Często szukam pierwotnej przyczyny konfliktu, wtedy posługuję się pętlą czasu i cofam się do momentu skąd pochodzi problem i co przyczyniło się do jego powstania. Czasem pojawiają się obrazy z poprzednich wcieleń i muszę zrozumieć ich znaczenie, symbole, przekazy itp. A następnie połączyć wszystko w jedną, jak najbardziej logiczną całość, która w jakimś stopniu jest kompatybilna z rzeczywistością, którą widać gołym okiem.

Nie jestem wstanie opisać Ci sekunda po sekundzie tego, co widzę, czuję emocjonalnie i to czego doświadcza moje ciało, trudno jest dokładnie to sprecyzować. Taki wgląd to około godziny w zależności od osoby, jej zaangażowania, chęci do zmiany obszaru życia z którym przychodzi oraz wewnętrznej otwartości.
Każda praca dla drugiego człowieka jest indywidualna i nigdy nie zdarzyło mi się mieć dwa razy te same odczucia w ciele, obrazy, schematy, symbole, historie wcieleniowe. Za każdym razem jest inaczej i nigdy nie wiem, kiedy przystępuję do pracy, jaka będzie informacja zwrotna dla drugiego człowieka. Za równo dla mnie, jak i dla niego jest to w pewnym sensie niespodzianką. Nie wiem, co wydarzy się na planie energetycznym i jak będę reagować przy pomocy moich umiejętności. Obrazy, które widzę same, jakby tworzą swoją historię a ja staram się podążać za nimi bez żadnych sugestii i wymuszania. Nie jest to żadna wizualizacja czy wyobrażenie. Nie jest to też forma tradycyjnej medytacji a raczej przeniknięcie, zanurzenie się świadomością do wewnętrznego świata istoty ludzkiej. Jedną z kategorii na moim blogu, pod nazwą „karmiczne podróże” jest umieszczony wpis w formie opowiadania pt. „ pożegnanie z mamą”, który w dużym stopniu odzwierciedla i pozwala zobrazować sobie moją pracę energetyczną. Zapraszam do przeczytania Tutaj.

Kiedy czuję całą sobą, że wgląd energetyczny dobiega końca, a ja zrobiłam na dany moment wszystko, co miałam do zrobienia, nie idę dalej na siłę. Raz, że byłoby to z mojej strony wymuszenie obrazu a nawet już wizualizacja. Dwa zmęczenie energetyczne trzymaniem kilku obrazów na raz, które w jakimś sensie tworzą całość znacznie by osłabiło moją koncentrację i tym samym zwiększyło zakłócenia gadatliwego umysłu. A i tak nie miałoby to najmniejszego sensu i wysiłku z mojej strony ani też nie byłoby to korzystne dla klienta.
W takiej pracy potrzebna jest ogromna uważność i uczulenie na sygnały płynące z ciała, intuicji, podświadomości i zwracania uwagi na towarzyszące w trakcie procesu emocje. Zdarza mi się bardzo rzadko, ale się zdarza, kiedy kończę wgląd i czuję w sobie, że czegoś mi tu brakuje, ale jednocześnie wiem, że na dany moment mogłam zrobić tylko to, co zrobiłam, nie wchodzę w te myśli i uczucie i nie pogłębiam ich, być może sytuacja wymaga jeszcze jednego wglądu w odstępie czasowym a być może klient ma coś do przepracowania w formie fizycznej. Kiedy otwieram oczy, zdarza się i tak, że moja pierwsza myśl, która pojawia się w głowie to „jak ja to opowiem klientowi, jak on to odbierze, przecież to się kupy nie trzyma”. Ale kiedy rozmawiamy na dany temat, klient z łatwością odczytuje to, co widziałam, podczas gdy ja sama nie do końca rozumiem tą wizję. W takiej pracy jestem tylko pośrednikiem zaangażowanym w proces klienta. Stąd w moim odczuciu szczypta niepewności, podczas gdy dla klienta jest ona rzeczowa i jasna.

Często jest też tak, że trudno zrozumieć coś z poziomu umysłu, a moje wyczerpujące sprawozdanie z całej medytacji nie daje klientowi żadnych wniosków, wtedy proszę klienta aby wyostrzył uwagę na rzeczy, które dzieją się wokół niego, a w szczególności tych, których w dużej mierze dotyczył problem w zależności od aspektu omawianego na spotkaniu, czy to w obszarze zawodowym, relacyjnym czy zdrowotnym. Dlatego często proszę o informację zwrotną po upływie dwóch tygodni. To jest okres w którym subtelne energie, bądź namacalne znaki powinny się urzeczywistnić w świecie materialnym pod postacią zdarzeń, które często odbierane są za przypadkowe, albo dokonuje się znacząca przemiana w osobie dla której wykonany został wgląd energetyczny.
Poziom energetyczny zawsze jest widoczny gołym okiem w świecie namacalnym. Jedynie to, co powoduje, że go nie zauważamy podczas gdy on wydarza się dosłownie na naszych oczach jest kurczowe trzymanie się własnego wyobrażenia na dany temat, bez dystansu danego sobie i ludziom z naszego otoczenia. Wszystkie takie nieświadome działania pod postacią programów, postawy roszczeniowej, wzorców, uwarunkowań, tradycji wyniesionych z domu, blokują uważność na rzeczywistość, bez umożliwienia życiowej przestrzeni na jej spontaniczne działanie.

Do swojej pracy wykorzystuję również techniki i narzędzia oparte na modelu terapii transpersonalnej.
Doświadczenie zdobyłam uczęszczając w kilkumiesięcznym szkoleniu.

Co to jest terapia transpersonalna?

Jest to rodzaj terapii, która znajduje się poza nurtem dziedzin psychologicznych. Poprzez odpowiednie narzędzia i techniki oparte na transpersonalnym podejściu, umożliwia ona rozwiązywanie konkretnych problemów o podłożu psychologicznym, emocjonalnym bądź relacyjnym.
Mam tu na myśli sytuacje w których jest nam trudno, bądź kompletnie nie radzimy sobie z danym obszarem naszego życia.

Jakie problemy rozwiązuje podejście transpersonalne?

Umożliwia rozwiązanie, bądź przepracowanie wielu problemów o podłożu psychologicznym, w obszarach takich, jak aktywności prywatne, relacyjne, bądź zawodowe, których podłożem może być, nieuświadomiony konflikt wewnętrzny np.

  • wymagający profesjonalista, którego oczekiwań nie jesteśmy wstanie spełnić mimo dużego wysiłku.
  • za implantowane nam w dzieciństwie przekonania, programy, wzorce, które skutecznie utrudniają życie.
  • natręctwo wewnętrznego krytyka i jego ingerencja w najmniej odpowiednim momencie.
  • wewnętrzny rodzic i jego surowe dawno już zdezaktualizowane zasady.

Poczucie bezradności, brak motywacji, stagnacja życiowa, paraliżujący strach, nie korzystne cykliczne zdarzenia, niska samoocena w relacjach międzyludzkich, brak umiejętności w podejmowaniu stanowczych decyzji, apatia, blokady mentalne i wiele innych.

Jak wygląda terapia transpersonalna w praktyce?

Polega ona na wykorzystaniu ponad osobowej perspektywy czyli takiego spojrzenia klienta na samego siebie, jakby ta obserwacja dotyczyła innej osoby, której on sam dobrze życzy.
Aby takie podejście było możliwe potrzebny jest proces pozbycia się identyfikacji z ego przy użyciu odpowiednich narzędzi i technik, które to rozwiązują dany problem.

Kiedy cały proces zostanie przeprowadzony prawidłowo a klient już w trakcie sesji poczuje ulgę, bądź sam problem zostanie rozwiązany, to poza zwiększoną świadomością klienta, zostaje on dodatkowo wyposażony w odpowiednie narzędzia aby mógł samodzielnie poradzić sobie w przypadku, gdyby ten lub podobny problem, pojawił się w jego życiu ponownie.

Czy każdy może skorzystać z sesji transpersonalnej?

Odpowiedz brzmi nie, ponieważ nie wszyscy dysponują określonymi umiejętnościami wizualizacji.
Taka osoba musi się w miarę sprawnie posługiwać własną wyobraźnią, inaczej narzędzia nie będą na tyle skuteczne aby można je było zastosować.
Niektóre z osób bardzo łatwo wchodzą w taki proces mając dość mocno rozbudowaną wyobraźnię. Niektórym jest trochę trudniej, więc aby pomóc takiej osobie, potrzebne jest wprowadzenie techniki z uszczelnieniem wizji. Natomiast są i tacy, którzy mają z tym duży kłopot, wtedy dana osoba powinna wybrać dla siebie inny rodzaj terapii i wsparcia.

Efektywność całej pracy, zakończonej pełnym sukcesem leży po stronie osoby zainteresowanej. To od niej samej i od jej zdolności oraz wysiłku zależy, jak przebiegnie cały proces.
Praca ta nie jest łatwa, a jej pozytywny skutek jest warunkiem odseparowania własnego ego, czyli braku z nim identyfikacji.
Taki zabieg wymaga otwartości, obdarzenia terapeuty zaufaniem, a także przyzwolenia na taką pracę, która to, polega na odrzuceniu własnego lęku i zdolności zobaczenia siebie z ponad osobowej transpersonalnej perspektywy, niejako z góry przy jednoczesnym pozbawieniu się emocjonalnej bazy, która towarzyszy nam zawsze tam, kiedy mówimy i myślimy o samym sobie.

Ile potrzebnych jest spotkań aby rozwiązać dany problem?

Zazwyczaj taka praca kończy się na jednym spotkaniu, które zajmuje maksymalnie dwie godziny, więc kolejne sesje dotyczące tego samego problemu nie są konieczne, ponieważ  praca została wykonana na głębokim transpersonalnym poziomie, który już sam w sobie zmienia konstrukt myślowy a dodatkowe narzędzia, umożliwiają samodzielną pracę na dalszym jej etapie.

Jeśli okaże się, że potrzebna jest dodatkowa sesja dotycząca tego samego problemu, to odstęp czasowy pomiędzy obiema sesjami nie powinien być krótszy niż dwa, trzy tygodnie. Taka luka czasowa pomiędzy spotkaniami, daje możliwość do dalszej samodzielnej pracy z pomocą odpowiednio dobranych narzędzi.
I nie dłuższy niż półtorej miesiąca, aby zagadnienie poruszane na pierwszej sesji i związane z nią doświadczenie transpersonalne nie rozmyło się i nie znikło z pamięci.

Kilka kolejnych sesji pojawia się wtedy, kiedy klient chce rozwiązać inny problem bądź przepracować konkretne emocje w konkretnym kontekście rodzinnych relacji lub pochodzących z innych gałęzi życia w których mierzy się on z trudnościami, a które na dłuższą metę nie przynoszą pozytywnego rozwiązania.

Należy tu mieć na uwadze, że skuteczność przepracowanego problemu zależy nie tylko od samego procesu terapii ale i zaangażowania oraz rzetelności pracy z poszczególnymi zadaniami przez określony okres czasu.

Dlaczego terapia transpersonalna?

Model psychologii transpersonalnej o wiele mocniej i głębiej ingeruje w nasz system psychiczny, a jednocześnie jest wciąż bezpieczny oraz przynosi ulgę bądź rozwiązanie a nie szkodę czy pojawienie się kolejnych problemów, co często przytrafia się w tradycyjnej terapii.
Takie podejście umożliwia otwarcie pozytywnych i trwałych zmian w naszym życiu, co powoduje lepszą jego jakość.

Jak rozumieć taki rodzaj terapii?

Transpersonalne podejście do człowieka zakłada, że on sam, jako jednostka niestanowi żadnego problemu, natomiast odgrywane przez niego role, które to generują dane osobowości w określonym środowisku już tak. Np. osobowość matki, menadżerki, żony, przyjaciółki, córki, siostry, pisarki, projektantki ubrań, nauczycielki itp.
Brak świadomości takiego podziału na osobowości,które to kształtują określone czynniki takie, jak komunikacja, zachowanie, myśli, odczucia, emocje, generują w nas samych wiele wewnętrznych konfliktów, które niekiedy bardzo skutecznie potrafią utrudniać codzienne funkcjonowanie.
Zazwyczaj dzieje się tak z powodu tego, że nieustannie poddajemy się iluzji naszego ego, które to przekonuje nas, że nasze osobowości, to my sami.
Dla przykładu. Nie jestem żoną samą w sobie, ale korzystam z osobowości żony. Natomiast, kiedy się rozwiodę nie zniknę tylko przestanę grać rolę żony z całym spektrum obowiązków przydzielonych mi do tej funkcji czyli zmienię społeczną rolę z żony na kobietę wolną, która siłą rzeczy wygeneruje w sobie inne wartości, potrzeby, obowiązki oraz przyjemności.

Zrozumienie takiego podziału, potrafi przynieść wyraźną ulgę, a słynne powiedzenie „coś ze mną jest nie tak”, nabiera innego sensu, bo uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy problemem ale stwarza ją dana osobowość, którą posługujemy się w danym obszarze mojego życia.
Jeśli jesteśmy odseparowani od naszych osobowości i potrafimy świadomie się przełączać, pomiędzy nimi, to w taki właśnie sposób zyskujemy czystość widzenia, nic nie zakłóca nam obrazu, nic nie krzyczy w środku „ja nie chcę, ja boję się tych zmian”. Zweryfikowanie wyobrażeń o nas samych w kontekście odgrywanych ról społecznych niesie więcej akceptacji oraz równowagi
Tu zmiana ma się dokonać nie w samym człowieku ale w danej osobowości, którą trzeba poprawić albo stworzyć na nowo…

Gdzie jest haczyk, przecież to nie może tak szybko działać?

Haczyk w tym wszystkim jest taki, że nie chcemy patrzeć na siebie z ponad osobowej perspektywy, bo wydaje się to nam wyprane z emocji, uczuć i jakieś takie sztuczne oraz mechaniczne.

Moja droga do mnie. Sekret mnie samej

Zmiana zaczyna się od Ciebie !

„Ty się zmieniasz, świat się zmienia i ludzie wokół ciebie…”

Usłyszałam te słowa, jakieś 13cie lat temu i kompletnie nie rozumiałam ich głębszego znaczenia.
Moja wyobraźnia, jak na ekranie telewizora wyświetlała postać mnicha, siedzącego nad brzegiem urwiska w pozycji medytacyjnej. Co było dla mnie owego czasu wielką abstrakcją.
Trójka małych dzieci. Praca na etacie. Dom w remoncie i walące się małżeństwo, to wystarczyło abym wylądowała w miejscu, gdzie rozgrywa się bitwa moich myśli, i z pewnością nie było to miejsce obok mnicha.
Poraniona i obolała z rozczarowania własnym życiem.
Leżałam na polanie w kałuży pełnej lęków i zwątpień nieopodal starożytnych ruin zamku, które dokładnie odzwierciedlały mój emocjonalny stan w ciele.
Porozrzucane wokół mnie brunatne cegły, przypominały części mojej osobowości, które na skutek ciężkich doznań emocjonalnych nieświadomie i bezpowrotnie utraciłam.
W takim stanie miałam usiąść i medytować? Nie było to możliwe!

Byle jakie życie

kompletnie mnie nie interesowało! I nie mam tu na myśli prywatnego helikoptera na dachu mojego domu. Kamerdynera, który otwiera drzwi gościom w idealnie wyprasowanej białej koszuli i czarnym fraku. Porcelanowej zastawy do śniadania czy diamentowej bryły w sejfie.
Ale pragnęłam życia w dobrej kondycji emocjonalnej, duchowej i w kontakcie z własnym ciałem, bo gdzieś głęboko w sobie czułam, że to wszystko łączy się ze sobą i ma duży wpływ na to, jak żyję i czego doświadczam.
I wtedy nie pomyliłam się ani trochę…

Byłam zmęczona

Miałam dość ograniczeń mojego umysłu i jego zwodniczych komunikatów, przez które sabotowałam samą siebie.
Wystarczyło jedno destrukcyjne przekonanie w mojej głowie
„nie jestem wystarczająco dobra”, a natychmiast czułam się złą matką, egoistyczną żoną, niekompetentnym pracownikiem, a nawet mało empatyczną przyjaciółką…
Krytyk wewnętrzny dusił mnie za gardło w najmniej odpowiednim momencie mojego życia, a ja nawet nie wiedziałam o jego istnieniu.
Miałam dni, a nawet tygodnie, kiedy czułam, że nie dam już rady, że wszystko, co robię nie ma najmniejszego sensu.
Czułam się, jak metalowy robot, zaprogramowany do zadań dnia codziennego.
Łzy ciekły mi po policzkach, kiedy wrzucałam do czarnego kosza na śmieci: moje marzenia, moje talenty, moje sukcesy i patrzyłam, jak utylizuję to, co kocham w sobie najbardziej, co pozwala mi w pełni wyrażać siebie.
To był czas, kiedy oddawałam swoją prywatną przestrzeń, jak kolorowy bukiet kwiatów, który nie mógł pachnieć tylko dla mnie.

Nie było we mnie wewnętrznej zgody na takie życie!

I czułam to całą sobą.
Wściekałam się nie raz i nie dwa. Kąsałam, jak żmija, tych których kochałam najbardziej, co w rezultacie wpędzało mnie w większe poczucie winy niż miałam.
Tupałam obcasem w beton, kiedy świat oporował zamiast spokojnie wyciągać wnioski. A kiedy dostałam to, na czym mi zależało, byłam już tak emocjonalnie zmęczona, że przestawało mnie to cieszyć.
Wtedy też nikt mi nie powiedział, że za takie zachowanie jest odpowiedzialna mała dziewczynka z czerwonymi kokardkami, która w sklepie z zabawkami chciała aby tato kupił jej różowego misia, czyli moje wewnętrzne dziecko.
To ta mała dziewczynka zaprogramowana w dzieciństwie, że o wszystko musi walczyć, wysyłała sprzeczne komunikaty, co skutecznie komplikowało moje dorosłe życie.

Ten sam schemat myślowy nie wnosił żadnych zmian.

Rozwiązywałam swoje problemy z poziomu umysłu. Wydawało mi się, że trzeźwe myślenie i skrupulatna analiza faktów, to jedyna droga do osiągnięcia danego celu. Więc zakładałam stabilne buty i szłam do przodu.
Potknęłam się wiele razy, a nawet zwichnęłam kostkę, ale nie zwracałam na to uwagi, że robię sobie krzywdę.
Nikt mi wtedy nie powiedział, że cały czas jestem w umyśle! A cała kreacja mojej rzeczywistości nie ma najmniejszego sensu.
Po prostu, taka technika nie działa! Choć można na niej długo pociągnąć.
Nikt mi też nie powiedział, że jeśli sukcesywnie chcę pozbyć się jakiegoś problemu, mam to robić z poziomu serca. Mam być w kontakcie ze sobą, ze swoimi uczuciami bez względu na to, jakie one są w danym momencie. Nikt mi też nie powiedział, że aby stanąć w swojej wewnętrznej mocy, mam być świadoma tego, co się ze mną dzieje i przytomna w rzeczywistości, która mnie otacza dookoła. Nikt nawet nie wspomniał, że mam słuchać swojej intuicji i wybierać to, co dla mnie dobre i właściwe.

Zorientowałam się, że nie tędy droga.

Tęskniłam za zmianami w moim życiu, a jednocześnie się ich bałam, taki paradoks istnienia. Ale na początku najbardziej bałam się samej siebie.
Nie chciałam konfrontować się z moimi słabościami, moją wewnętrzną prawdą o mnie. Zwyczajnie wstydziłam się mówić o moich negatywnych cechach o tym, co mnie frustruje i złości i nieraz doprowadza do szału, bo wydawało mi się to nie etyczne w doskonałym świecie ludzi perfekcyjnych i że, jak będę sobą to zupełnie nie będę do niego pasować i nie otrzymam aprobaty od ludzi na których mi zależy.
Nikt mi wtedy nie powiedział, że mam prawo być zła i mówić „nie” jeśli czegoś nie chcę, że mam prawo wyrażać swoje emocje. Stawiać granice i mówić o nich głośno, bo to nic złego. Nie ukrywać niczego pod maską spokoju i opanowania i regularnie sobie wmawiać, że wszystko jest w porządku.
Dowiedziałam się, że aby uzdrowić, przetransformować destrukcyjne dla mnie zachowania, programy, wzorce… trzeba je najpierw zobaczyć, uznać i zaakceptować. Uświadomić sobie, że one są częścią mnie i należą do mnie, bo inaczej nigdy nie ruszę z miejsca, a w następnej kolejności w odpowiedni sposób pożegnać je na zawsze, bądź przejąć nad nimi kontrolę. I to zadanie było dla mnie najtrudniejsze!

Jak nie dziś to kiedy? Dopingowałam samą siebie.

Niema odpowiedniego momentu na zmiany, a odkładanie wszystkiego na później to ucieczka od siebie od życia. To pułapka umysłu. „Jutro” nie będę bardziej odważna, mądrzejsza, zdyscyplinowana, świadoma swoich przekonań, wzorców, destrukcyjnych programów, zniewalających, mnie ograniczeń. Nie będę bogatsza o kolejne doświadczenia nawet, jak miałabym paść na kolana lub schować się przed ludźmi, przed krytyką przed odrzuceniem…zubożeję jeszcze bardziej, bo nie będę wiedziała z czym mam pracować, jaka część mnie potrzebuje uzdrowienia, która z nich domaga się uwagi a którą powinnam pożegnać, dalej nic nie będę o sobie wiedziała, bo strach mnie sparaliżuje, osłabi i przejmie kontrolę. Stracę wiarę w siebie i wzrośnie moja niepewność, gdzie w rezultacie mocniej będę stawiać opór, wymyślając absurdalne powody, ubolewać nad sobą, aby tylko stać w miejscu.

Świat zewnętrzny miarą prawdy.

Zanim na dobre postanowiłam pracować z subtelną energią, zaczęłam zwracać uwagę na rzeczywistość. Miałam już świadomość tego, że pewne zdarzenia z różnych poziomów mojego życia powtarzają się cyklicznie, a jedyne, co się w nim zmienia to, postacie, rekwizyty i miejsca, jak w teatrze, gdzie grają nieustannie ten sam spektakl.
Zaczęłam się zastanawiać. Dlaczego przyciągam do swojego życia, takie a nie inne zdarzenia? Ludzi o konkretnych wadach, jak i zaletach. Odtwarzam nawyki mojej mamy i zachowuje się czasem, jak mój tata? I dlaczego opieram się na poglądach mojej babci, którymi zarządzam, jak własnymi?…
Z jakiegoś nieznanego mi powodu spotykały mnie przykre sytuacje i takie w których czułam się, jak ryba w wodzie, ale po jakimś czasie ktoś upuszczał wodę i znowu nie mogłam złapać powietrza.
Zdałam sobie sprawę ile to wszystko kosztowało mnie energii, co w rezultacie przejawiało się w problemach psychosomatycznych i objawiało w dolegliwościach fizycznych. A ciało nigdy nie kłamie.

Nie było łatwo być tu gdzie jestem dziś

Poczułam całą sobą, że mogę tworzyć swoją rzeczywistość. A jedyną rzeczą, jakiej mam nie robić, to „nie przeszkadzać sobie” własnymi myślami, które po mistrzowsku potrafiły sabotować moją motywację do dalszego rozwoju, wzajemnie się wykluczając.
Potrafiłam przewrócić swoje życie do góry nogami, co nieraz bardzo bolało.
Bywały dni, że szłam po ogniu i nie czułam, że parzy mnie w stopy, znieczulona oziębłością i brakiem zaufania do ludzi, wtedy nie było mnie we mnie.
Kubeł lodowatej wody nie raz wylał mi się na głowę, bym otrzeźwiała z moich lęków i zwątpień.
Kłóciłam się z życiem, że nie tak ma ono wyglądać! Ale, kiedy mu odpuszczałam te nasze spory, o to, kto ma rację? I moje wyimaginowane roszczenia, to zauważałam,  małe pozytywne cuda. Ale, kiedy odpuszczałam sobie i czułam wewnętrzną lekkość, wtedy działa się dosłownie magia. Parasol utkany z umysłu nie był mi już potrzebny, kiedy szłam w ulewie po swoje marzenia, miłość czy sukces zawodowy.

Każdego dnia poznaję siebie kim naprawdę jestem?

Nie było mi łatwo ale przetransformowałam swoje życie, na tyle ile potrafiłam.
Pewnie zapytasz, od czego zaczęłam? Odpowiedz jest prosta. Od siebie. To cały sekret. Od pracy nad sobą, choć nie zawsze była ona przyjemna i lekka w realizacji, ale warto.
Kiedy i ty spróbujesz, zrozumiesz to, co ja zrozumiałam.
Ty się zmieniasz, a wtedy automatycznie zmienia się twoje podejście do życia. Ludzie zachowują się inaczej, bo ty wibrujesz inaczej. Dostrzegasz to, czego nie dostrzegają inni. Rzeczywistość utkana z iluzji na którą patrzyłaś z wiarą i zaufaniem, opada na ziemię, a zbiorowa hipnoza, która nie ominęła i ciebie, choć nie dałaś na nią swojej świadomej zgody, przestaje nagle działać. Wtedy jesteś w swojej mocy, bo przejmujesz kontrolę nad swoim życiem, biorąc za nie pełną odpowiedzialność…

Co jest moją życiową prawdą?

Dziś wiem, że praca z energią przynosi spektakularne efekty. Postawiłam na doświadczanie tej materii, a nie tylko na suche książkowe fakty, publikacje lub wiarę w piękne słowa o miłości. Wiele technik przetestowałam na sobie i wybrałam te, które najbardziej ze mną rezonują. Poprzez intensywną praktykę medytacji, wypracowałam sobie autorską metodę podróżowania w świecie astralnym, dotyczącą przede wszystkim wglądu w poprzednie wcielenia z uwzględnieniem symboliki emocjonalnej… Wiem, że nie ma jednej reguły, jednego sposobu, jednej techniki na dany moment w życiu, którą można stosować nieustannie, choć są też i takie, które doraźnie potrafią pomóc, aby choć trochę odetchnąć.
To się po prostu czuje czy dana technika, metoda jest odpowiednia na dany moment, czy trzeba sięgnąć po coś innego. Czasem wystarczy uziemienie, kontakt z naturą, rozmowa z przyjacielem, dobry masaż, odpowiednie zioła…aby wrócić do równowagi emocjonalnej, mentalnej, bądź energetycznej.
Super przepis na sukces zawodowy, zdrowie czy miłość, też nie istnieje. Jest za to dostępny w nas w postaci programu, przekonania, wzorca, blokady…Wydobyty na światło dzienne z głębin podświadomości, jakiś uciążliwy, zdezaktualizowany schemat traci swoją moc, bo to, co nieuświadomione steruje tobą, a kiedy odwrócą się role jego siła zacznie słabnąć, a twoja wzrastać, potrzebna do tego aby na nowo odbudować i ustabilizować własną rzeczywistość. Przywrócić do równowagi zagubioną witalność, wiarę w siebie oraz zmienić swój stosunek do życia aby uzupełnić to miejsce nowymi wartościami…
W mojej podróży duchowej staram się być ostrożna. Często sprawdzam informacje aby nie dać się wkręcić się w duchowe placebo, kiedy czuję całą sobą, że coś mi nie pasuje w danym temacie. Pomaga mi w tym moja intuicja, moje wglądy energetyczne i współtowarzysz „niewierny Tomasz”, którego osobowość daje mi o sobie znać w momencie poczucia niespójności tego, co słyszę. Objawia się on w postaci logicznego myślenia, analizowania faktów oraz sięgnięcia po odpowiednią literaturę w celu poszerzenia wiedzy w danym obszarze.
Przestałam wieżyc w zbiegi okoliczności. Szczególne znaczenie mają dla mnie te zdarzenia, które wywołują we mnie głębokie emocjonalne poruszenie, wtedy wiem z czym mam pracować we własnym obszarze i jak sobie pomóc aby poprawić jakość własnego życia.

W moim wewnętrznym przekonaniu, który dotyczy drogi duchowej, jest we mnie wiara w to, że każda istota ludzka jest prowadzona przez siły wyższe.
Każdy z nas bez wyjątku, otrzymuje delikatne bądź bardziej wyraźne wewnętrzne impulsy, sygnały, bodźce, ostrzeżenia…które objawiają się w codziennym życiu w różnej postaci…Nazywam je subtelnymi przyjaznymi dla nas drogowskazami i choć nie są widzialne gołym okiem to i tak poprzez nasze wybory materializują się w świecie namacalnym, a te z biegiem czasu ukazują nam rezultat podjętych decyzji, które uznajemy za słuszne bądź nie. Tą zależność i połączenie świata duchowego ze światem materialnym można doświadczyć poprzez uważne słuchanie swojego wnętrza oraz sygnałów, jakie płyną z obszarów naszej wyższej jaźni, a także wskazówki udzielane nam przez duchowych mistrzów, przewodników czy nauczycieli w sposób wyczuwalny przez intuicyjne bodźce…

Rozwój duchowy to nie wszystko

Nie tylko żyję samym rozwojem duchowym, mam tu na myśli medytację, wglądy energetyczne, duchowe ćwiczenia czy patrzenie na rzeczywistość tylko z poziomu energii. Byłoby to zbyt jednokierunkowe, a nawet mogłoby prowadzić do uzależnienia i maniakalnego patrzenia na wszystko i wszystkich tylko z jednego poziomu egzystencji. Co z biegiem czasu mogłoby przynieść więcej szkody niż pożytku…Takie jednostajne podejście blokowało by mój rozwój w innych dziedzinach życia, ograniczając moje wewnętrzne twórcze zasoby i utrudniając mi poznawanie samej siebie w momentach kiedy napotykam trudnościami w nieznanych mi obszarach. Odkrywaniem własnych słabości, a także możliwości i umiejętności, choćby takich, jak pisanie tekstów, krótkich elektronicznych e booków czy nawet wydanie książki w formie papierowej. Malowania obrazów czy wykonywania kreatywnych form namacalnego rękodzieła.
Oprócz warsztatów online i szkoleń stacjonarnych, uzupełniam wiedzę książkami. Najczęściej są one tematyczne na dany moment mojego rozwoju osobistego, które obejmują w większości zakres psychologii i różne jej nurty. Interesują mnie również pozycje opisujące doświadczenia naukowców, dotyczące kwantowej świadomości i jej wpływu na życie. Nie odrzucam i tych autorów, którzy doświadczyli dużych wewnętrznych transformacji i dzielą się swoimi poradami. Pozycje marketingu też nie są mi obce, a nawet znaczenie kart tarota, jak i holistyczne podejście do zdrowia.

Forma ciągłego podnoszenia swoich kwalifikacji w pracy z energią i nurtem dotyczącym psychiki człowieka, jak już wspomniałam powyżej, umożliwiają mi warsztaty w różnej formie. Gdzie poznaję nowe techniki oraz mam okazję spojrzeć na dany temat z innej perspektywy, co pozwala mi udoskonalać moje własne preferencje i poszerzać zakres umiejętności oraz zdobywać nowe doświadczenia abym mogła świadomie i skutecznie pomóc drugiemu człowiekowi.

Staram się utrzymywać balans pomiędzy rozwojem duchowym, mentalnym, emocjonalnym i kondycją fizyczną, Porcjuje sobie każdy dzień na mniejsze kawałki aby mieć czas dla rodziny, czas na swoje zainteresowania bez poczucia winy, że cos zaniedbałam z formalnych zobowiązań administracyjnych i tych międzyludzkich. Organizuję sobie czas na medytację ale i też dopuszczam do siebie nieprzewidziane zdarzenia, których nie sposób uniknąć w istniejącym świecie, a które potrafią zdezorganizować cały plan dnia. Czas na nierobienie niczego też istnieje w moim grafiku może niecodziennie ale staram się relaksować w dowolny dla mnie na dany moment sposób i według pomysłu, jaki mi przyjdzie do głowy.
Uwielbiam rozmawiać z ludźmi, poznawać ich przekonania, poglądy na dany temat. Uczyć się od nich nowych umiejętności, a także zdobywać dodatkową wiedzę odmienną od mojej, która niespostrzeżenie może być mi pomocna w przyszłości.

Moje, dlaczego, pomagam i wspieram ludzi?

Uważam, że każdy zasługuje na wsparcie w trudnym momencie jego życia.
Na poprawę jakości, na zrozumienie siebie i otaczającej go rzeczywistości.
Na uświadomienie sobie, że można żyć inaczej…Czasem niewielka praca ze sobą, samodyscyplina i wytrwałość, pozwala odmienić poglądy na dany temat i zrzucić własną iluzję błędnej oceny, która często nieświadomie komplikuje nam życie, a z którą jesteśmy tak utożsamieni, że nawet nie dostrzegamy faktu, że istnieje w naszej podświadomości…
Sama bardzo dużo doświadczyłam na drodze do siebie, dlatego wiem, że transformacja własnej osobowości jest możliwa, a rezultatem takich działań jest stopniowe przewartościowywanie własnego życia i wznoszenie go systematycznie, krok po kroku na wyższy poziom i lepszą jego jakość.